poniedziałek, 19 marca 2012

Słonecznym szlakiem pod Pietrosa.

Wstajemy bardzo wcześnie. Tuż po wschodzie słońca. Jest 20 lipca 2011 roku. Po śniadaniu możemy od razu ruszyć w trasę gdyż wczoraj wszystko nam porządnie wyschło na kaloryferach. Jeszcze tylko wstępuję do cerkwi, aby zostawić datki za nasz nocleg w koszyku. Datki w koszyku- nie nocleg. Uznaliśmy, że po 20 lei będzie dobrze. W dole rozpościerają się mgły, ale góry wkoło pozwalają się podziwiać podczas wędrówki na Lucaciu.



 Podejście łagodne, choć dość długie. Jak to bywa przy takich stokach oczekujemy, że szczyt jest tuż, tuż.

Jeszcze po drodze mijamy tablicę wskazującą bardzo bliskie źródło. Tym razem mamy sporo zapasów wody i nie korzystamy.
Wreszcie docieramy na dość połogi, lecz upstrzony skałkami grzbiet. Te skałki wulkanicznego pochodzenia to główna miejscowa atrakcja. Widzimy już najciekawszą ich grupę zwaną Doisprezece Apostoli- Dwunastu Apostołów.

Rzucamy pożegnalne spojrzenie na spoczywający w dole gościnny klasztor i wędrujemy do Apostołów.
Wpierw nieco w dół między skałkami, potem lekko poniżej grzbietu. Do Apostołów docieramy około 8.00. Zabawiamy tu dłużej na fotosesje i lekki posiłek. 



Pogoda wymarzona- słonecznie i jeszcze nie za ciepło. Choć dość mocno wieje.
Zdobywamy te skałki, na które da się jakoś wdrapać.









Kamila upodobała sobie zwłaszcza jedną taką kształtną- niestety nie do zdobycia…;)


Po pół godzinie ruszamy i wkrótce jesteśmy przy skrzyżowaniu szlaków czerwonego i niebieskiego.
 Powoli robi się gorąco- zwłaszcza rozgrzanej zdobywaniem ciekawej skałki Kamili.;)







 Około 10.00 kolejny popas, tym razem, aby pić i jeść. Jest tu rozległa dość polana przed szczytem Pietrele Rosii- widzimy szałasy i …cud!- SĄ turyści!
Widać, że podeszli sobie na krótki wypadzik z wioski w dolinie. Około 11.30 żegnamy szlak niebieskiego krzyżyka schodzący w prawo w dół do Dornisoary. Po krótkiej wędrówce grzbietem widzimy, że przed nami wznosi się dość solidna skała i szczyt Tamaului- 1862.

Zastanawiamy się, czy szlak pójdzie w górę i z której strony minie skałę. Mijamy nieco z prawej. Przed nami obejście Tamaului- poprzez świerki, jałowce kluczymy po wyraźnej ścieżce. Ten rejon gór jest jednak uczęszczany.

Początkowo schodzimy dość nisko w prawo, aby powrócić potem niemal na grzbiet.

 Podobnie obchodzimy wyższego Maierisa. Dzień jest ciepły nadal słoneczny, choć już po południu. Wstępuje w nasze serca nadzieja, że mokre dni zostały za nami. Niestety cumulusy poczynają rosnąć w górę. Przeszliśmy już naprawdę kawał drogi- Pietros niemal na wyciągnięcie ręki czeka na zdobywców… Szlak ponownie zmierza na grzbiet i wijąc się między skałkami prowadzi nas wreszcie na przełęcz nad doliną gdzie mamy planowany biwak.
 Jeszcze tylko dość strome zejście i… pojawiły się problemy nawigacyjne- na mapie parku w necie oficjalny biwak jest za jeszcze jednym grzbiecikiem. Wygląda to jednak podejrzanie- Robert decyduje tu zostać. Dobrze, bo okazało się, że to jednak ma być tu- jest polana na lekko spadającym dnie doliny- Poiana Florilor- czy jakoś tak. Akurat ta nazwa mi umknęła. Wiadomo, o co chodzi- Kwiecista Polana. Nie ma jeszcze 16 gdy biwak niemal zbudowany.


Wykorzystujemy słońce i wodę ze strumienia, aby co nieco wyprać. Potem robimy ciepły posiłek- wreszcie! Niestety podczas obżarstwa przypomina o sobie deszcz… Kończymy posiłek w namiotach i dość wcześnie udajemy się na spoczynek. Przez całą noc, co pewien czas pada- o ile mi się to nie śniło.
Trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz