Zbliżaliśmy się do białych zabudowań klasztoru, mijając po
drodze ekologiczne inwestycje: wiatrak z prądnicą i jakieś wodne systemy-
studnie, oczyszczalnie? Tuż poniżej klasztoru mieliśmy nadzieje znaleźć płaski, równy teren. Niestety- wszędzie
zalegały spore kamienie i głazy. Wreszcie uznaliśmy, że pośród drzew będzie
dobrze. Wróciliśmy po nasze sprzęty, rozpoczęliśmy zakładanie obozu i… deszcz! Schroniliśmy
się w cerkwi. Gdy ponownie wyjrzało
słońce ujrzeliśmy wracającego skądś zakonnika. Robert poprosił go o wodę, a on- ku naszemu zaskoczeniu- nie
wskazał ani źródełka ani kranu, lecz zaprowadził do magazynu i wręczył cały sześciopak
„apa minerale”. Robert poszedł za ciosem i… po krótkiej rozmowie
jesteśmy prowadzeni na ”salony”. Tak! Tę noc spędzimy pod dachem, w luksusowych celach zakonników, a nie na
kamiennej łące! W dodatku DARMO!
Po pokazaniu nam pokojów zakonnik prowadzi nas do jadalni i
kuchni. Wskazuje na pokarmy i zachęca, aby
jeść co tylko tu widzimy.
Jeszcze nie
czas na kolację- wracamy po nasze „klamoty”. Mokre śpiwory rozwieszamy na
słońcu, brudne i mokre buty stawiamy na
schodach. Zagospodarowujemy pokoje. Ja z Robertem w jednym i Kamila w drugim.
Wreszcie zgłodniali robimy kolację korzystając głównie z naszych zapasów.
Wiadomo- co nie zjemy musimy dźwigać. Niemniej nieco chleba i sera klasztornego
w naszych brzuszkach wylądowało. Widok gazowych maszynek na stole mógł nieco
zadziwić zaglądających do jadalni co pewien czas mnichów, ale nie było tego po
nich widać.
Powoli się zmierzcha. Gdy już pozmywaliśmy dał
się słyszeć stukot kołatki. Zapewne jakoweś wieczorne nabożeństwo- idziemy! Ukołysani modlitwo-śpiewem( Dumnezeu…sfinti...slava
Si…czy mi się zdaje czy coś rozumiem?) niemal zasypiamy…
Wtem- szum, huk! Cóż to?!
Po chwili rozumiem- blaszany dach cerkwi wzmacnia uderzenia deszczu i odgłosy
grzmotów. Burza wróciła… Nasze śpiworki! Każdy górski wędrowiec wie czym jest
mokry śpiwór… Gdy deszcz zelżał, nie czekając na koniec długiego dość
nabożeństwa, wychodzimy. Cud! Śpiwory są suche! Wiatr niósł krople w
odpowiednim kierunku.
Czas na pranie i kąpiel. Jest co prawda środek lata, ale włączono dla
nas kaloryferki! Suszymy co tylko możemy.
Korytarz wygląda niezbyt klasztornie. ;) Nie będziemy musieli jutro rano
oczekiwać, aż słonko wysuszy nam ubrania co oznacza wczesne rozpoczęcie dalszej
wędrówki. Pietrosul czeka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz